Elena i Nicolae - Eduard Limonow


Przesłuchiwano ich, a oni siedzieli - od czasu do czasu on, starając się ją uspokoić, dotykał jej rąk. Siedzieli wciśnięci w kąt obcego pomieszczenia, ściśnięci stołami z plastyku, zdaje się, że tworzywo nazywa się formica. Tchórzliwie skryli się przesłuchujący, obecne były tylko ich głosy. Lecz później na potajemnie sprzedanej Zachodowi półpodziemnej wideokasecie mogliśmy przyjrzeć się owym "sędziom" -prawie wszyscy byli wojskowymi, za wyjątkiem człowieka z siwą brodą. Jak zazwyczaj bywa w takich sytuacjach, ^den spośród spiskowców nie oparł się pokusie pieniędzy. Z chciwości, na przeor wszystkim prawidłom handlu, kasetę sprzedano dwukrotnie. Jednak zdemaskowanie twarzy nie rozjaśniło sprawy. Ani jedna twarz nie wzbudziła zainteresowania. Byli to ludzie bez wyrazu, ofiary zwykłego zbiegu okoliczności. Frazy, które wówczas wygłosili, pełne były pustych słów: "ludobójstwo", "demokracja", "wolność" i coś tam jeszcze.
Prawdziwymi bohaterami okazała się para podstarzałych ludzi oraz ich miłość. Ona w ludowej chustce rumuńskiej wieśniaczki, w jasnym palcie, on w czarnym płaszczu, pod krawatem, z szalikiem i w czarnym nakryciu głowy z baraniego futra - w swoim czasie coś podobnego nosiło w ZSRR miano pirożka. Ten pirożek stanowił jedyny majątek jeńca, faktycznie już skazanego na śmierć, pirożek pozwalał mu zachować spokój. Czasami brał go ze stołu i zmiąwszy w rękach odkładał z powrotem. Czy dlatego, by się przekonać, że może jeszcze o czymkolwiek decydować? Ze może chociażby podnieść i odłożyć nakrycie z baraniego futra?
Ich miłość... widzi się ją od początku do końca kasety, była obecna we wszystkim, przysłoniła "oskarżenia" sędziów, oskarżenia obrońcy, w końcu unieważniła proces. Kaseta, choć pomyślana jako usprawiedliwienie wyroku na głowę państwa rumuńskiego, jest współczesnym, strasznym i żywym świadectwem miłości dwojga starszych ludzi, wyznających sobie miłość dotykiem i spojrzeniem, l to zalediwe kilka godzin przed śmiercią... Ona zapragnęła umrzeć wraz z nim, podobnie jak niegdyś czyniły to małżonki wielkich obywateli Rzymu albo dumne żony germańskich wodzów.
W chwilach kiedy ona wybuchała gniewem (naturalnie była obdarzona większym temperamentem niż on), on tkliwie kładł rękę na jej dłoni, lekko naciskając lub wielokroć gładząc bez słowa. Rozumiał, że w trosce o dostojeństwo nie wolno przekroczyć określonej granicy. Kto nauczył niegdysiejszego szewca owego dostojeństwa? Jakżeby inaczej: musiał się z nim narodzić... Lecz i ona, położywszy kilka razy dłoń na jego dłoni, zdołała powstrzymać jego gniew, który zmieniłby się zapewne w coś niestosownego. Tak wzajemnie się wspierając, wspaniali i majestatyczni w skromnej prostocie, przeszli do wieczności. Rzecz jasna, nie mogli nie wiedzieć, jak zakończy się ten proces (chyba nie traktowali tego wydarzenia jako prawdziwego procesu), jednak bez przygotowania i bez prób generalnych - nie popełnili błędu, ani przez chwilę nie sprawiali żałosnego wrażenia, nie próbowali się usprawiedliwiać, błagać o łaskę, prosić o darowanie życia. On nie uznał legalności sądu i nieustannie powtarzał, że sądzić go może jedynie Zgromadzenie Narodowe.
Na drugiej kasecie, tym razem dłuższej, pokazano tę parę leżącą we krwi. On ze zsuniętym szalikiem, pod głową kałuża krwi... Siwy, falujący kosmyk włosów opadł na oczy. On jest jasny i nieżywy. Leżeli blisko siebie, być może w ostatnich chwilach próbowali dotknąć się rękoma...
Po ujawnieniu pełnego zapisu procesu rozpoczęła się dyskusja, lecz nie dotyczła ona ich uczucia. Francuski kryminolog poddał w wątpliwość czas, sposób oraz miejsce rozstrzelania. Nowa władza rumuńska pospiesznie zrealizowała kilka filmów dokumentalnych przedstawiających światowej opinii publicznej niedokończony pałac w centrum Bukaresztu, jakiś bunkier albo schron przeciwatomowy, w którym rzekomo on i ona zamierzali się schronić. W bunkrze z namaszczeniem otwarto lodówkę i pokazano kilka kilogramów przechowywanego w

niej mięsa i kiełbasy. O czym to miało świadczyć? O korupcji? O ohydzie? O złośliwości tej pary?
Owa kaseta, kiepsko sfilmowana przez ludzi, którzy zawczasu wydali na nich wyrok śmierci, świadczy o ...miłości, o majestacie. W naszym świecie, tak ubogim w miłość, kaseta okazała się tragicznym i wspaniałym dokumentem wierności i dostojeństwa. Zapewne on i ona w jakiś sposób byli winni, niemożliwe bowiem, by przywódca narodu był całkowicie niewinny. Nawet najbardziej niewinny coś kiedyś podpisał, komuś nie okazał łaski, nie ocalił, zniszczył. Taki jest zawód przywódcy. Wciśnięci w kąt między stołami, niewyspani, przygotowujący się do śmierci, znienacka zaskoczeni pokazali nam bez prób misterium spokrewnione z największymi tragediami Ajschylosa czy Sofoklesa. Elena i Nicolae Causescu na wieki dołączyli do nieśmiertelnych kochanków naszej Historii.
Przypomnę, że kiedy 28 kwietnia 1945 roku wykonywano wyrok na duce Benito Mussolinim, jego przyjaciółka Clara Petacci pozostała z nim do ostatniej sekundy, nalegając by wspólnie umrzeć. Spostrzegam, że przywódcy "dyktatorskich" i "totalitarnych" reżimów oraz ich kobiety umieją umierać tragicznie, czego nie sposób powiedzieć o przywódcach reżimów "demokratycznych". Ci zazwyczaj umierają na hemoroidy albo na inne wstydliwe choroby.

http://wydawnictwo.fronda.pl/arch/02-03/108-109.htm