Testament Dżingis-Chana - Eduard Limonow


Średniowieczny historyk perski Raszid-ed Din w swej księdze "Dżamid-al Tawarikch" ("Zbiór kronik") cytuje następujące słowa wielkiego Dżingis-chana: "Mężczyzna największej doznaje rozkoszy, gdy pokona wrogów, gdy gna ich przed sobą. zabiera wszystko nad czym sprawują władzę, gdy widzi ich bliskich skąpanych we łzach, gdy siodła konie wrogów i ściska w objęciach ich córki i małżonki". To mrożące krew w żyłach credo, ale bez powoływania się na autora, słowo w słowo usłyszeć możemy w amerykańskim filmie Johna Millewisa "Conan Barbarzyńca", w której Conana, wodza z epoki prehistorycznej, gra potężny Schwarzenegger. Po ośmiu stuleciach owe straszne, okrutne i mądre słowa pozostają wyjątkowo uczciwą i bezlitosną diagnozą człowieka. Najstraszniejszym przeżyciem mężczyzny, tuż po klęsce, stracie majątku, dezercji, jest dzisiaj nadal strach przed ujrzeniem dzieci i żon w rękach wrogów. W kulturze masowej, którą nie gardzę (w odróżnieniu od wielu mych współczesnych, służących w randze "intelektualistów") znaleźć można niemało przykładów zupełnie innego koszmaru: trwogi mężczyzny, który lęka się, że ulegnie przemocy, że będzie pokonany. W wieloodcinkowym amerykańskim filmie "Życzenia Śmierci", w którym Charles Bronson gra pośrednika budowlanego, żona i matka bohatera, pod jego nieobecność, zostały napadnięte przez bandytów. Żona umiera od ciosów, zgwałcona córka popada w szaleństwo. Bronson mści się okrutnie - dziesięć trupów w pierwszym odcinku i kilkadziesiąt w drugim. Oto jak dobitne myśli wielkiego Dżyngis-chana po ośmiu wiekach urzeczywistniły się na celuloidzie. Pamiętam okładkę płyty nowojorskiej gwiazdy punkowej Blondie - widniał na niej rysunek zakochanej pary: Blondie i jej chłopak na brooklyńskim moście. Drogę zastąpiła im banda wyrostków z kijami bejsbolowymi. Jeden z nich mocno schwycił Blondie za rękę... W czasach kiedy obłudna demagogia intelektualistów służących DEMOKRACJI atakuje nas słodkimi banialukami o humanizmie, kultura masowa, świadomie czy też nieświadomie, ale mimo wszystko przekazuje nieustannie testament Dżyngis-chana: "Mężczyzna doznaje największej rozkoszy, gdy pokona wrogów... gdy ściska w objęciach ich córki i żony". Jeśli ktoś pragnie przekonać się, czy to prawda, niech przyjrzy się sobie samemu - czujemy się znacznie bardziej zagrożeni wychodząc na "out" (do restauracji, do kina, na koncert) z NASZĄ kobietą, niż wychodząc samotnie czy z przyjacielem. To właśnie strach, że ulegniemy przemocy, szczególnie zaś, że utracimy samicę, sprawia że czujemy niepokój. Pod koniec lat sześćdziesiątych w całej Europie opublikowano książkę Konrada Lorenza pt. "Agresja". Opierając się na badaniach zachowania zwierząt w ich naturalnym środowisku, Lorenz dowiódł, że agresja zarówno zwierząt, jak i ludzi nie jest przejawem patologicznym, złym, negatywnym, ale INSTYNKTEM służącym zachowaniu gatunku; więcej, Lorenz dowiódł, że agresja jest fundamentalnym i najważniejszym impulsem człowieka. Ludzka agresja to JAKOŚĆ, a nie brak czy choroba (całkiem inna sprawa, że współczesne społeczeństwa nie dają żadnego upustu ludzkiej agresji). Rzecz jasna, dzieło Lorenza przyjęte zostało nadzwyczaj wrogo przez kolegów-naukowców. W cywilizacji, w krórej pokojowe zachowanie stało się głównym obowiązkiem każdego człowieka, większość uczonych podziela moralne złudzenia swych czasów. Konrad Lorenz jest rzadkim wyjątkiem. Laureat nagrody Nobala naturę człowieka określa nie mniej cynicznie i przenikliwie niż chan Mongołów. Oto kilka fragmentów z bezlitosnej diagnozy doktora: "Kiedy dzięki broni i narzędziom, swemu odzieniu i ogniowi człowiek w mniejszym czy większym stopniu zapanował nad wrogimi siłami natury, walka z nieprzyjaznymi plemionami stała się bez wątpienia jednym z głównych czynników selekcji, określając następne fazy ewolucji człowieka. Nic zatem dziwnego, że czynnik ten wywołał niebezpieczne ekscesy". "Człowiek pekiński, ów Prometeusz, który pierwszy nauczył się chronić ogień, wykorzystał go do przysmażania krewnych; wraz z pierwszymi śladami regularnego wykorzystania ognia napotykamy pogruchotane, ogryzione i spalone kości samego Sinanthropus pekinensis". l jeszcze bardziej przerażająca uwaga Lorenza: "Społeczeństwo ludzkie przypomina niezwykłą społeczność szczurów, które wewnątrz swego plemienia zachowują się miło i pokojowo, ale stają się prawdziwymi DEMONAMI względem pobratymców nie należących do ich własnego stada". Spostrzeżenia te potwierdza testament Dżyngis-chana. ponownie cytuję Raszida-ed Dina: "Dżyngis-chan rzekł: 'Pośród przyjaznych ludzi bądźcie jako dwuletnie cielęta... podczas świąt i odpoczynku bądźcie jako młode źrebięta, ale walczące z wrogami atakujcie i rzucajcie się na nich jak wygłodzone ścierwojady na swą zdobycz...". Tym, którzy upierają się, że człowiek jest już dziś istotą cywilizowaną, przypominam zimę 91/92, kiedy zjednoczona koalicja najbardziej cywilizowanych krajów w tchórzliwych atakach powietrznych zniszczyła, wręcz przysmażyła bombami (system "aerosol") 250-300 tysięcy Irakijczyków. Tak więc agresja jest instynktem, którego nie da się wykorzenić. Żyjąc w świecie należy mieć tego świadomość i budować na tym strategię indywidualnego czy grupowego zwycięstwa. Trzeba przyznać, że człowiek jest nieustannie zagrożony ze strony obcych agresji. Żyjąc osiemnaście lat pośród obcych plemion miałem mnóstwo sposobności o tym się przekonać. Kilka stłuczeń czaszki, złamane żebra przypominają o własnej i cudzej agresji. Całkiem niedawno, w górskiej wiosce zamieszkanej co najwyżej przez kilkadziesiąt osób, spotkałem niczym nieusprawiedliwioną przemoc. Działo się to na południu Francji, w dzień święta narodowego, 14 lipca. Do domu na skraju wsi, w którym zamieszałem z przyjaciółką, próbowali się wedrzeć miejscowi wieśniacy, mocno podnieceni świąteczną libacją. Poprzedniego dnia najzwyczajniej w świecie sprzedawali nam ser i twaróg. Czułem się bezpiecznie jedynie w latach 50-60. Było to w Sałtowce, podmiejskim osiedlu Charkowa. Byłem żółtodziobem, potem młodzianem, czułem się bezpiecznie, bo tamten świat był moim plemieniem. Moje plemię zawsze chciało i zawsze mogło się za mną wstawić. Wyruszając na terytoria innych plemion, do robotniczych osiedli Ziurawliewka i Tiurienka, musiałem zachowywać się dyplomatycznie, ponieważ żyły tam plemiona jeśli nawet nie wrogie, to niepewne. Dobrze to czy źle, ale cywilizacja rosyjska połączyła wiele plemion w jedno wszechrosyjskie plemię, a marksowscy proletariusze uważali przynależność do klasy społecznej za ważniejszą niż przynależność do mniejszego czy większego plemienia, czy to ukraińskiego, charkowskiego czy też najmniejszego -sałtowskiego. Kiedy zburzono ponadnarodową ideologię komunizmu, która scementowała ludy w nadnaród radziecki - pojawiło się coraz więcej plemion, które wobec pobratymców spoza stada zachowują się jak PRAWDZIWE DEMONY. Tylko powstanie nowej, agresywnej i ponadnarodowej ideologii może położyć kres szczurzemu demonizmowi, który pustoszy dziś Kaukaz i Bałkany. Rządy i światowe elity, pragnąc zrealizować własne cele, czarują nas słodkimi pieśniami o naszym ucywilizowaniu, ale w istocie pod szarym popiołem codzienności wrze magma agresji, zalewając nas każdego dnia widocznymi koszmarami. Nie przymykając oczu przyjrzyjcie się światu. Jest pełen krwi i przemocy. Pokój jest raczej wyjątkiem. Tylko w jednym brazylijskim stanie Mata Grosso ujrzycie siedemdziesiąt dwa przypadki linczu i to zaledwie w okresie półrocza 1991 roku. Przywiązane do opon samochoodowych i żywcem spalone ciała członków wrogich sobie plemion Zulu i Bantu z Południowej Afryki! Takie są ludzkie społeczeństwa. Taka jest prawdziwa natura człowieka. 2000 lat kazań o chrześcijańskiej miłości nie zdołały zapanować, albo chociażby wpłynąć jakoś na Instynkt Agresji. Ponieważ agresji nie da się ujarzmić, zatem wyłącznie odważny i czynny stosunek wobec świata zdoła nas ochronić przed cudzym gwałtem. Zarówno indywidualnie, jak i zbiorowo. Niech to zabrzmi paradoksalnie, ale trzeba dodać, że to właśnie Instynktowi Agresji zawdzięcza człowiek swe niepodważalne cechy. Oto jeszcze jedna porcja Lorenza: "Osobiste więzi, przyjaźń jednostek w wyjątkowych przypadkach zauważamy również wśród zwierząt, których wewnątrzgatunkowa agresja bywa mocno rozwinięta. Bestia sanzo pace, wilk według Dantego, ssak, którego agresywne zachowanie stało się przysłowiowe, jest najlepszym i najwierniejszym przyjacielem". Lorenz dowodzi, że "nie ma miłości bez agresji" i z filozoficzną zjadliwością spostrzega: "Charakterystyczne jest między innymi to, że najszlachetniejsze i zachwycające cechy człowieka ujawniają się światu wtedy, kiedy człowiek zabija drugiego człowieka. Równie szlachetnego jak on sam". A oto diagnoza jeszcze bardziej znanego doktora Zygmunta Freuda: "Człowiek nie jest istotą wątłą - pełną dobroci, z sercem spragnionym miłości. Powiada się o nim, że broni się wyłącznie wtedy, kiedy bywa zaatakowany. Przeciwnie: istota ludzka, pośród odruchów warunkowych, posiada w nadmiarze dawkę agresji. Skutkiem tego bliźni nie jest wyłącznie pomocnikiem lub potencjalnym obiektem seksualnym, ale i przedmiotem pokusy. Faktycznie bowiem człowiek usiłuje kosztem bliźniego zaspokoić konieczność agresji, próbuje bezpłatnie wykorzystać jego pracę, wykorzystać seksualnie bez przyzwolenia, zagarnąć mienie, upokorzyć, skazać na cierpienie, uczynić ofiarą i zabić. Homo homini lupus; komu starczy męstwa, by w obliczu wszystkich doświadczeń życia i historii zaprzeczyć tej konkluzji?" Za wyjątkiem wilka, doktorze Freud, wszystko jest prawdą (podobnie jsk Dante, Freud mało wiedział o wilkach), l zadziwiająco współbrzmi to z testamentem Dżyngis-chana. A Freud nie mógł znać testamentu chana mongolskiego, ponieważ za jego życia istniał tylko przekład rosyjski. Straszna jest owa uniwersalna mądrość.

http://wydawnictwo.fronda.pl/arch/02-03/104-105.htm