Aleksander Dugin: Kto steruje amerykańską polityką?

1. Ostatnio w społeczeństwie naszym, w celu wyjaśnienia wydarzeń, które intensywnie zachodzą w świecie współczesnym, coraz popularniejsze jest powoływanie się na teorię spisku. Jak grzyby po deszczu rosną strony internetowe i czasopisma konspirologów wszystkich maści. Temat ten wylał się na ekrany – przykładem być może niekończący się serial „ Z Archiwum X” o agentach Mulderze i Scully oraz znakomity film „Teoria spisku” Richarda Donnera z Melem Gibsonem i Julią Roberts w rolach głównych.
Fabuła filmu Donnera jest charakterystyczna: jego główny bohater Jerry Fletcher (Mel Gibson), początkowo sprawiający wrażenie przypadku ciężkiej schizofrenii, bredzącego o „teorii spisku”, okaże się jedynym, który rozgryzł prawdziwe podłoże wydarzeń politycznych i uratował główną bohaterkę (a razem z nią cały świat) przed rzeczywistymi maniakami i złoczyńcami, ukrywającymi się pod maską zupełnie normalnych ludzi.
 

 W niekończących się groteskowych i pojawiających się na każdym nieomal kroku wręcz obłędnych konstrukcjach konspirologów to tu to tam przeziera głęboka i złowieszcza rzeczywistość, do której jednak nie jest tak łatwo się dobrać. Z punktu widzenia politologii w pełni racjonalnej, to gwałtownie rosnące zainteresowanie jest w pełni wytłumaczalne. Prawnik i filozof niemiecki Carl Schmitt mówił o istnieniu w społeczeństwie współczesnym dwóch typów władzy – władza bezpośrednia (potestas directa) i władza pośrednia (potestas indirecta). Właśnie ta władza pośrednia, oparta na grupach niesformalizowanych, klubach, towarzystwach pozarządowych i fundacjach, oraz strukturach lobbystycznych i zwłaszcza ŚMP (środkach masowego przekazu), staje się przedmiotem szczególnej, czasami nadmiernej uwagi konspirologów. Oczywiście, podstawowe decyzje podejmowane są przez głowy państw, rządy, parlamenty, instancje sądowe. Gdzie są jednak te decyzje przygotowywane? Kto wypracowuje strategię dużych państw na dziesięciolecia lub wręcz stulecia? Skąd się biorą podstawowe elementy tych strategii?
Z reguły, wszystko to jest dość trudno wyjaśnić jednoznacznie i uwaga analityków sama z siebie stopniowo przemieszcza się na kluby nieformalne, grupy wpływu, oraz na sferę służb specjalnych, których działalność jest świadomie okryta mrokiem i tajemnicą. Tajne towarzystwa i służby specjalne w języku angielskim brzmią bardzo podobnie – secret service i secret society. A gdy dodać do tego analizę „władzy czwartej” – tak zwanych „niezależnych” ŚMP- teoretycznie niezależnych od trzech klasycznych instancji władzy w demokracji (władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej) – ale zależnych od innych licznych czynników- w pierwszej kolejności od specyfiki samego zawodu dziennikarza (gdzie zgodnie z Mac Luhanem „media is a message” – „same ŚMP stają się treścią tego, co one nadają”) , to otrzymamy dziedzinę ogromną i nadzwyczaj zagmatwaną, mętną, której mechanizm nie jest przezroczysty, a wpływ na społeczeństwo, politykę, kulturę, historię – ogromny.
2. Idee mają znaczenie
Po napaści Saakaszwilego na Cchinwali konstrukcje konspirologiczne wtargnęły również do rzeczywistości rosyjskiej. W celu wyjaśnienia tego co się stało, zaczęto aplikować najróżniejsze teorie spiskowe. Znamienne jest, że nawet premier Putin dał do zrozumienia, że sądzi, iż „za napaścią na Cchinwali stoi nie po prostu Waszyngton, lecz określona grupa wpływu w establishmencie amerykańskim, zainteresowana przeforsowaniem na prezydenta kandydata republikanów McCaina”. Wyraźnie Putin miał na uwadze grupę neokonserwatystów , „neokonów”, którzy od lat 80-tych zaczęli przekształcać się w grupę wpływową, a wspólnie z Bushem Juniorem rozpoczęli bezpośrednie określanie polityki USA.
Kim są „neokony”?- To nie jest partia, to nie jest grupa parlamentarna, to nie jest część rządu, to nie jest instancja sądowa. Z punktu widzenia „władzy bezpośredniej” (potestas directa) – oni nie istnieją. Jest to nieformalna grupa myślących jednakowo, reprezentowana przez intelektualistów, uczonych, biznesmenów, dziennikarzy, pojedynczych działaczy politycznych i społecznych. Jest to klub, kółko. Albo, jak ktoś woli- spisek. Jakbyśmy nie nazwali tego zjawiska, mamy do czynienia z „władzą pośrednią” (potestas indirecta), nie posiadającą żadnej jednoznacznej instytucjonalizacji politycznej i państwowej.
Neokony, mówiąc o sobie samych i swoim programie, podkreślają nieustannie- „the ideas do matter”- „znaczenie mają idee”. W formule tej ukryte jest nadzwyczaj dużo. „Idea” nie posiada instytucjonalizacji politycznej i prawnej, co więcej- poprzedza ona wszelką politykę. Dlatego próby wciśnięcia sfery idei w ramy legalne i prawne są bezsensowne- są to różne poziomy realności. Jeśli jednak prowadzi się adekwatną, konskewntną i wytrwałą pracę z ideami, to startując z dowolnej pozycji- najbardziej nawet marginalnej i peryferyjnej- możemy uzyskać rezultat imponujący, podporządkowując logice swojej gigantyczne masywy polityczne i państwowe. Politolog amerykański Joseph Nye w innym nieco kontekście oznaczył to zjawisko jako „soft power”. Nawiasem mówiąc, neokoni swoim przykładem ilustrują to, jak reguła ta działa- w latach 70- tych reprezentowali marną gromadkę trockistów ultramarginesowych, grupujących się wokół dziennikarza Normana Podhoretza i nie mających najmniejszego wpływu w USA. Ale zajmowali się oni ideami i tylko ideami, i to dało rezultaty. W latach 70- tych z powodzeniem wkomponowali się w lewe skrzydło Partii Demokratycznej, zdoławszy zachować swoją tożsamość ideologiczną, a w latach 80-tych ruszyli na Partię Republikańską, z której w końcu wyparli „starych prawicowców” („paleokonserwatystów”) , których naczelny teoretyk Patrick Buchanan opłakiwał to wydarzenie, przyrównując neokonów do skwatersów. A w osobie George’a Busha Jr otrzymali olbrzymią władzę nie tylko nad Ameryką, lecz i nad znaczącą częścią całego świata. Wszystkim niedowiarkom udowadniając jak dużo może znaczyć idea.
W ten sposób stopniowo przechodzimy od brutalnych form teorii spiskowych do możliwości badania dziedziny „władzy pośredniej” (potestas indirecta) w sposób bardziej racjonalny. „Tajna społeczność” neokonów podpowiada nam jak to zrobić. Po prostu trzeba zwrócić uwagę na idee. Nie na instytucje, nie na osobowości, nie na zarządzenia i dekrety, nie na instancje i procedury, nie na prawo i nie na technologie, lecz na dawno zapomniane i na śmiech wystawione idee. Zamiast zajmować się (zawsze interesującą a czasami też produktywną, zawsze jednak przybliżoną) mitologizacją procesów politycznych, czy nie lepiej zainteresować się sferą idei. Nie wróci to nas na ziemię ( o ideach Platon mówił, że one albo szybują albo umierają) ale wyposaży w pewny instrument racjonalny w postaci filozofii. W ten sposób od teorii spisku płynnie przechodzimy do rozpatrzenia idei i ideologii.
3. Pochodzenie Idei Amerykańskiej
Aby zrozumieć, co jest osią i tajnym ośrodkiem całej polityki amerykańskiej, jądrem amerykańskiej potestas indirecta, amerykańskiego soft power, sięgnąć trzeba do form wyjściowych amerykańskiej idei narodowej.
Pierwszym, kto wyraźnie sformułował tę amerykańską ideę był dziennikarz John O’Sullivan, aktywista Partii Demokratycznej (po raz pierwszy w tekście z roku 1839 i bardziej szczegółowo w książce „Divine Destiny of America” – „Boskie Przeznaczenie Ameryki”). Określił on ją jako „Manifest Destiny” co przetłumaczyć można jako „przeznaczenie oczywiste” (lub „ predestynacja” ). Wg O’Sullivana, Stany Zjednoczone posiadają „misję boską”, opartą na takich wartościach jak równość, wolność sumienia, prawa jednostki , która każe im „ufundować na ziemi godność moralną i uratowanie (zbawienie) ludzkości” .
Jako że Meksyk, zdaniem O’Sullivana, nie był państwem podzielającym te wartości, to ziemie Meksyku- Teksas a później Kalifornia – „wg prawa” („zgodnie z boskim przeznaczeniem”) powinny być przyłączone do USA. Również na tej podstawie- Manifest Destiny- proponował O’Sullivan odebranie Anglii stanu Oregon. W tym przypadku Anglia również była uznawana „za państwo niewystarczająco demokratyczne i cywilizowane”. O’Sullivan uważał, że powołanie się na tę instancję- „predestynacji oczywistej” – jest ”prawem najwyższym” i „wartością absolutną” . Apele O’Sullivana zostały wysłuchane i USA podbiły ziemie meksykańskie, anektując je zgodnie z „ boskim przeznaczeniem”. Odbyło się to naturalnie w wyniku działań wojennych. To samo stało się ze stanem Oregon. W tym czasie praktycznie, w latach 30-tych wieku XIX, prezydent amerykański James Monroe formułuje swoją słynną doktrynę- „doktrynę Monroe” . Brzmi ona dość prosto- „Ameryka dla Amerykanów” . W danym przypadku chodziło o to, że tylko państwa amerykańskie powinny kontrolować strategicznie całą przestrzeń kontynentu amerykańskiego (z Ameryką Południową i Środkową włącznie). Oznaczało to postawienie ultymatywnego żądania wobec mocarstw europejskich ( w tym również wobec Rosji, kontrolującej poprzez „Kompanię Rosyjsko- Amerykańską” utworzoną przez Szieliechowa i Baranowa, nie tylko Alaskę, ale również znaczną część właściwych terytoriów Północnoamerykańskich na zachód od Gór Skalistych), aby odeszły z terytorium Ameryki.
O ile jednak „doktryna Monroe” wyrażała bezpośrednie interesy USA, i nie przypadkiem sformułowana została przez oficjalną głowę państwa, piątego prezydenta USA, to teoria „Manifest Destiny” O’Sullivana odnosiła się do kategorii wartości. Przy czym obie te teorie bardzo dobrze wzajemnie się uzupełniały- jedna na poziomie praktycznym a druga na teoretycznym.
Z tych właśnie dwóch składowych ukształtowała się pierwsza wersja Idei Amerykańskiej, nigdzie nie umocowanej, wyjaśniającej jednak całą logikę rozwoju historii amerykańskiej na przestrzeni wieku XIX i początku XX. Sens tej idei polega na tym, że: „USA to kraj wybrany przez Boga, nośnik najwyższych ideałów całej ludzkości, któremu Opatrzność poruczyła rozszerzanie się i przejmowanie kontroli nad krajami pozostałymi (dla ich większej korzyści)”.
W idei tej w dziwaczny sposób są skojarzone:
- fundamentalizm protestancki,
- patos liberalny europejskiego świeckiego Oświecenia,
- wyobrażenia praktyczne burzliwie rozwijającego się społeczeństwa przemysłowego w kwestii poszukiwań nowych ziem i kolonii,
- masoński ideał „wolności, równości i braterstwa”,
- a nawet aspekt rasistowski, pośrednio obarczający anglo-sasów szczególną misją.
Z taką oto Ideą Amerykańską, podzielaną przez większość elity amerykańskiej, nie mającą jednak utrwalonej ściśle formy prawnej lub politycznej, wstąpiły USA w wiek XX.
Tytuł oryginału: „Idea – najgroźniejszy oręż imperium”
źródło: tygodnik „Profil” (www.profile.ru) nr 39/594, 20.10.2008 r.
tłum. Bogdan H. Tymiński
CDN
Nr 3-4 (16-23.01.2011)